MELDUNKI Z OSTATNIEJ LINII FRONTU wiejskie, myśliwskie, studenckie i żołnierskie

 

 MELDUNKI Z OSTATNIEJ LINII FRONTU foto

Jan Józef Chojnacki – płk w st. spocz. Wojska Polskiego, harcmistrz, harcerz RP, architekt, poeta, pisarz, publicysta, malarz, grafik, kompozytor, świetny wykonawca sceniczny własnych utworów – wierszy i piosenek. W ubiegłym roku wydał wspaniałe dzieło swego życia – książkę W harcerskim ogrodzie przepiękności dedykowaną swej muzie Joannie. W lutym br. z maszyn drukarskich zeszła kolejna książka tego autora pt. Meldunki z ostatniej linii frontu, będąca zbiorem 52 opowiadań z długiego i bogatego życia tego renesansowego człowieka. Książkę autor tym razem zadedykował swej ukochanej maturalnej szkole płockiej Małachowiance. Obie książki wydane pod auspicjami Clubu Rotary Lublin Centrum zredagował nasz kolega klubowy Stanisław Dąbrowski.

Od redaktora

 

Dlaczego meldunki, a nie np. opowiadania? Dlatego, bo - tak czy owak - sporo zdarzeń w tej książce ma związek z żołnierką, choć czasami nawet à rebours. Dlaczego z ostatniej linii, a nie z zaszczytnej, pierwszej? Bo meldunki z pierwszej linii frontu bywały w literaturze i publicystyce nie raz. Poza tym autor nigdy na prawdziwym froncie nie walczył a jedynie doświadczył przejścia frontu sowiecko-niemieckiego przez Sierpc podczas drugiej wojny światowej. Tego piętna nie jest w stanie zetrzeć ani fakt dowodzenia pewną Jednostką Wojskową, ani fakt osobistego kierowania na poligonie czołgiem oraz transporterem opancerzonym, ani udział w kilkudniowych ćwiczeniach sztabowych w polu, w potężnym podziemnym schronie w Wielkopolsce.

Jako dziecko, był wychowany w kulcie wojskowości, gdy podczas świąt państwowych wraz z rodziną czyścił szablę Ojca, ppor. rezerwy, podziwiał stryja kapitana, dowódcę kompanii lub szefa kompanii, sierżanta zawodowego, drugiego stryja Czesława. Miało to potem oddźwięk w naśladującym wojsko harcerstwie, któremu jest wierny do dziś.

Skąd jednak główny rys tytułu, że to książka nie z pierwszej, a właśnie „z ostatniej linii frontu”? Bo omal każde z jego opowiadań kończy żartobliwa puenta, albo już sam tytuł  opowiadania bywa żartem i wreszcie za finał eseju służą wiersz lub słowa którejś z jego pieśni. 

Podczas studiów architektury, z których go nagle wcielono do wojska, do budowy lotnisk, był już bardzo daleki od emocji żołnierskich, bo pochłaniała go bohema studencka, miłość, twórczość poetycka, kompozytorska i organizowanie imprez kulturalnych na Politechnice Gdańskiej, gdzie był Vice-Prezesem „Bratniej Pomocy” ds. Kultury. Zajmowała go też praca w radio, jako etatowego lektora.

Zresztą przyznacie, że jest dość zabawne, kiedy architekta przed dyplomem powołuje się do pełnienia zadań w służbie, której podstawowym przeznaczeniem jest budowa rzeczy absolutnie przyziemnych, czyli nawierzchni darniowych lub betonowych. Głównie też z tego powodu, po wcieleniu do służby, raczej - niczym aktor - odgrywał rolę oficera i specjalisty budowy lotnisk, natomiast w głębi duszy nigdy kimś takim nie był.

Przez całe wojskowe ćwierćwiecze nie pozbył się wrażenia sztuczności sytuacji, w której się znalazł. I tej sztuczności nie zmienił nawet fakt, że osiągał sukcesy i - jak na aktora przystało - z przyjemnością przypinał kordzik oraz paradował w stalowym mundurze, ozdobionym coraz to większą ilością gwiazdek i odznaczeń.

Jego mentalności nie zmieniło i to, że w roku 1978 - działając pod auspicjami Wojskowego Instytutu Historycznego - został pionierem w dziedzinie naukowego opracowania historii polskich lotnisk - w tym lotnisk tajnych, urządzanych pod maską ośrodków hodowli owiec.[1]

Podobnie, wymuszone okolicznościami, stało się opracowanie przez niego – jako architekta - tematu pt.: Łuszczenie się nawierzchni betonowych na lotniskach. I choć o wartości tej pracy jeden z profesorów Politechniki Warszawskiej napisał, że: „Jest to pierwsza krajowa monografia zagadnienia i jako taka posiada dużą wartość naukową i praktyczną w dziedzinie zapobiegania niszczeniom nawierzchni lotniskowych i drogowych. Jako koreferent stwierdziłem, że pod względem poziomu naukowego, praca nie odbiega od przeciętnych rozpraw typu doktorskiego”,[2] to również i ten sukces nie stał się powodem do integracji ze środowiskiem prawdziwych specjalistów od budowy lotnisk.

Tak więc, summa summarum, na własne przeżycia – i to nie tylko wojskowe - mógł patrzeć z dystansem oraz wyławiać szczególnie humorystyczne zdarzenia – zgodnie z sentencją wyrażoną kiedyś w bodaj najkrótszym wierszu pt.: Recepta.[3]

 

Najtrudniejszą cechą współżycia

jest być samemu niezwykłą trójcą:

być sobą, być tobą, być nim:

obcym, przymrużonym okiem.

 

Podejmując trud spisania swych doznań i obserwacji, początkowo miał zamiar ograniczyć się wyłącznie do kilkunastu anegdotycznych przygód, które zaistniały podczas służby. Jednakże – już    w trakcie pisania - rzecz jakoś samoistnie przekształciła się w dziesiątki opowiadań autobiograficznych pułkownika lotnictwa, sięgających od lat dzieciństwa aż do tzw. trzeciego wieku.

Jakkolwiek opisywane zdarzenia przedstawiają przygody pojedynczego człowieka, to niewątpliwie stanowić mogą dla czytelnika pewien obraz ówczesnej szerszej rzeczywistości. zjawisk okupacyjnych i dwudziestolecia międzywojennego. Po przejściu do rezerwy, jednak sentyment do wojska powrócił, czemu np. dał wyraz w wierszu „Wojsko”: 

Srebrzyste samoloty w równych odstępach

 – tysiąc i jeden.

Identyczny czerwony stożek

zamyka każdą gardziel.

Stalowe kutry  w równych odstępach

– tysiąc i jeden.

Identyczna osłona wyrzutni

na każdym pokładzie.

Oliwkowe czołgi w równych odstępach

– tysiąc i jeden.

Identyczna beczka z ropą

na każdym zadzie.

Oliwkowe ciężarówki w równych odstępach

– tysiąc i jedna.

Identyczna łopata

przy każdych lewych drzwiach.

Oliwkowi piechurzy w równych odstępach

– sto tysięcy i jeden.

Identyczne mundury, hełmy,

orzełki, guziki i  plecaki.

Podejrzewasz identyczną duszę

pod każdą lewą kieszenią

- jestem jednym z nich.

Jednakże, jego immanentną łączność z żołnierką uwydatnił najbardziej i najpiękniej w wybitnym dziele słowno-muzycznym, w hymnie Związku Żołnierzy Wojska Polskiego:

 

TO PRZECIEŻ NIE TAK DAWNO MUNDUR I HEŁM I BROŃ

 

To przecież nie tak dawno, mundur i hełm i broń,

To przecież jeszcze sprawna i nasza myśl i dłoń.

Choć już nie zawodowi, to niechaj Polska wie,

że także dziś gotowi na rozkaz stawić się.

Śpiewajmy Przyjaciele, a obok wielkich słów

I młodość i wesele na chwilę wrócą znów.

Tu w swoich będąc kole, do góry głowę wznieś,

Na dole i niedole najlepsza własna pieśń Hej! Hej!

I Na dole i niedole najlepsza własna pieśń. 

Mocną łączność twórczą Jana Chojnackiego z wojskowością reprezentuje też pieśń Ligi Obrony Kraju

 

BYWAMY POD WODĄ, POD ŻAGLEM NA WIETRZE

Bywamy pod wodą, pod żaglem na wietrze

pod słońcem, co w biegach rumieni nam twarz,

w kabinie pojazdu, z modelem w powietrzu,

a w krótkofalówce świat cały jest nasz.

Zaśpiewaj razem z nami, równajmy wspólnie krok,

Płyńże piosenko ulicami, gdy maszeruje LOK.

Niech tę piosenkę swojską przyjazny pojmie wiatr

i niech ją niesie ponad Polską aż po zbocza Tatr,

Hej! Hej!

I niech ją niesie ponad Polską przyjazny ciepły wiatr…

 

W drodze, którą Jan Chojnacki opisuje, spotkał sporo osób mniej lub bardziej znanych publicznie. Tam, gdzie doszedł do przekonania, że słowa mogłyby sprawić komuś przykrość, przeważnie nie wymieniał nazwisk lub (w nielicznych przypadkach) zastosował imiona, względnie nazwiska, zmienione.

Nie wykluczam, że odtwarzane przeważnie z pamięci niektóre daty lub zdarzenia - ze względu na ogromny upływ czasu – mogły w opowiadaniach zostać ujęte nieprecyzyjnie.

Ponadto, autor szarże ma już za sobą, a obecnie zdobi go już aż nadto sążnisty wiek – 99 lat!!!

 

Stanisław Jan Dąbrowski[4]  

 

[1] Ryszard Bartel, Jan Chojnacki, Tadeusz Królikiewicz, Adam Kurowski Z historii polskiego lotnictwa wojskowego 1918 – 1939, Wydawnictwo MON, Warszawa 1978

[2] Jan Chojnacki Łuszczenie się nawierzchni betonowych na lotniskach. NOT, Warszawa 1967. Wzmiankowana recenzja, pióra prof. Antoniego Kobylińskiego z PW, w posiadaniu autora.

[3] Z czasem autor stawał się coraz bardziej poetą i twórcą pieśni oraz rysunków i obrazów, co niewątpliwie będzie się uwidaczniać w treści po-szczególnych autobiograficznych wspomnień.

[4] Stanisław Jan Dąbrowski – autor, redaktor, publicysta. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Z zawodu; pedagog i metodyk pracy kulturalno-oświatowej, instruktor teatralny. Emerytowany wyższy urzędnik państwowy i samorządowy. Był recytatorem, aktorem, reżyserem, artystą estradowym i teatralnym. Działacz wyższego szczebla Związku Harcerstwa Polskiego, Ligi Obrony Kraju, Związku Żołnierzy Wojska Polskiego i innych stowarzyszeń. Regionalista. Pasjonat historii lubelskiego harcerstwa, teatru, wojskowości.

Adres do korespondencji:
20-327 Lublin, ul. Wrońska 2
Polska / POLAND
Tel. kontaktowy:
Wojciech Bober tel. +48 575 077 116
sms,WhatsApp

Zobacz nas na Facebook   Facebook logo